Sąsiedzi
Jan Brzechwa, z S. Marszaka

Żył w naszej wsi bogaty mułła.
Rzekł sąsiad doń: „Sąsiedzie,
Pożycz mi, proszę, swego muła,
Syn mój na targ pojedzie”.

„Niestety, muła nie ma w domu -
Tak mułła mu odrzecze -
Więc nie pożyczę go nikomu,
Rozumiesz sam, człowiecze”.

Kiedy się ta rozmowa snuła,
W pobliskiej stajni właśnie
Rozległ się ryk przeciągły muła.
A niech to piorun trzaśnie!

„Widzę, żeś skłamał najzwyczajniej -
Rzekł sąsiad do sąsiada -
Twój muł jest w domu, stoi w stajni.
Czy kłamać tak wypada?”

„Jak to? - odrzecze na to mułła
Zły, że mu zbrakło słów aż -
Ty zaufanie masz do muła,
Natomiast mnie nie ufasz?!”

Biedak opuścił go w milczeniu,
A kiedy szedł wąwozem,
Zobaczył nagle przy strumieniu
Stojącą w cieniu kozę.

Szybko skrępował ją powrozem,
A choć to ciężar spory,
Na grzbiet władował sobie kozę
I zaniósł do obory.

Mułła zdyszany wbiegł po chwili.
„Po kozę mą przychodzę,
Życzliwi ludzie mi mówili,
Żeś zdybał ją na drodze”.

„Twej kozy nie ma tu, skąd znowu -
Rzekł sąsiad do sąsiada -
Może pobiegła do parowu,
Idź, szukaj jej po śladach”.

Wobec takiego stanu rzeczy
Już wyjść zamierzał mułła,
Gdy nagle słyszy - koza beczy,
Tak jakby go poczuła.

Zawołał mułła: „Co za zgroza!
Chcesz mnie oszukać, błaźnie.
Przecież to beczy moja koza,
Poznaję ją wyraźnie”.

A biedak rzecze mu przytomnie:
„Doprawdy, brak mi słów aż,
Ty zaufania nie masz do mnie,
A głupiej kozie ufasz?!”