Po rozum do głowy
Jan Brzechwa

Bywa tak, że gdy człowiek pogrąży się we śnie,
Członki ciała nie mogą zasnąć jednocześnie.
Człowiek śpi, a tu naraz odezwą się uda:

„Całą noc tak przeleżeć - toż po prostu nuda,
Zwłaszcza że my jesteśmy pełne animuszu”.

Na to łokieć odpowie: „Puszczam mimo uszu
Waszą głupią uwagę. Ona mnie nie wzruszy”.

„Mimo uszu? Zuchwalec! - zawołały uszy. -
Łokieć zawsze obmawia nas poza plecami”.

Tu plecy się odezwą: „Mówiąc między nami,
Uszy się poufalą. Gdzie uszy, gdzie plecy?”

Na to szyja zawoła: „Już nie róbcie hecy,
Nogo, przemów do pleców, zrób to, moja droga!”

„To mi jest nie na rękę” - powiedziała noga.

Ręka się zaperzyła: „Ach, ty nogo bosa,
Znowu ze mną zaczynasz! Pilnuj swego nosa!”

Nos kichnął, aż się echo rozległo w sypialce:
„O mnie mowa? Ja na to patrzę się przez palce”.

Tu palce oburzone zawołały chórem:
„Bezczelny! Patrzy przez nas! Gbur jest zawsze gburem”.

Kolano, nieruchomo leżąc pod tułowiem,
Rzekło: „Język mnie świerzbi, ale nic nie powiem”.

Język, co drzemał w ustach, obudził się, mlasnął
I rzekł do podniebienia: „Takem smacznie zasnął,
Teraz ja ich przegadam, skoro już nie drzemię”.

„Język - zgrzytnęły zęby - nie jest bity w ciemię”.

Ciemię się rozgniewało: „Skończcie te rozmowy,
Czas już pójść, słowo daję, po rozum do głowy”.

„Pójść po rozum do głowy? - rzekły członki ciała. -
Owszem. Chętnie!” I poszły. Ale głowa spała.